O złotej rybce kiedyś już coś pisałam. Tym razem moje oczy ucieszyła zawartość pewnej puszki, a była ona pełna rybich błyskotek - pięknych, złotych sardynek. Oczy szybko nacieszyły się ich widokiem. Nie pozostało mi nic innego, jak tylko zaspokoić resztę zmysłów.
Powstała kolejna wersja smarowidła - tym razem bazą były owe fantastyczne sardynki w oleju arachidowym. A reszta - jak we wcześniejszym przepisie (przepis tutaj).
Oh! James* - gdybyś żył teraz (a nie wtedy, kiedy żyłeś!), to ja bym chętnie podzieliła się z tobą kanapeczką z sardynkowym smarowidłem.**
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiknQH7AUtjfAkkIwJBWD_5Xjv8m9eURFV2orCWdoxIV58oTIURykloIEaodxtABrpuB_s-_VvmM9fFx9190Np_uPi3xwZoA-_wnqObhqKnvDVkADB7w4dlIE5_vbcGVziXSoc-nS6AiHk/s320/tumblr_lx1qmy1KhL1qitw1ro1_500.jpg)
** Kolejny dzień z filmami Hitchcocka (tym razem z Jimmym w jednej z ról).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz