Tym miejscem jest dla mnie park - ten ulubiony, najbliższy, gdzie można siedzieć w cieniu drzewa i nawet w najgorszy upał czuć się całkiem przyjemnie. A jeśli dodatkowo - po drodze do parku - odwiedzimy najlepszą w okolicy lodziarnię i zapodamy sobie odrobinę zimy w wafelku (najlepiej o smaku lawendy i rozmarynu, wiśni z chili i pistacji**), to już jesteśmy w niebie.
* Wiem, co mówię, bo przerobiłam ten scenariusz w ostatnią upalną sobotę - stanowczo odradzam!
** Lody Bliklego i żadna kanikuła nie jest nam straszna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz