Ale wracając do kulinariów - jak nakazuje świecka tradycja, jeśli planujemy wizytę, to nie możemy zjawić się z pustymi rękoma, wręcz przeciwnie musimy zaopatrzyć się w "paczkę kawy i bombonierkę". Skoro jednak od czasu do czasu zdarzy mi się upiec coś nawet zjadliwego, to zamienię kawę i gotowe sweetsy na Frigolotti własnego wypieku i inne jeszcze takie tam gadżety.
Nie pamiętam kiedy pierwszy raz upiekłam te ciasteczka - pamiętam jedynie, że od razu zrobiły furorę. Okazuje się też, że wybrałam idealny moment, żeby sobie o nich przypomnieć, bo to tradycyjne ciastka jedzone przez Włochów na Wielkanoc. To połączenie fantastycznych składników, o czym świadczy zapach już podczas pieczenia, który działa jak gaz rozweselający (tak w każdym razie wyobrażam sobie jego działanie). Unoszący się w kuchni zapach wanilii, migdałów, orzechów, skórki cytrynowej i gorzkiej czekolady przyprawia o zawrót głowy. Pozostaje do rozważenia tylko jeden jedyny problem, czy podczas jedzenia orzeszek wypadnie, czy utrzyma się w ciasteczku?
Frigolotti
25 dag mąki pszennej
17.5 dag masła
15 dag cukru trzcinowego20 dag zmielonych migdałów
1 jajko
1 g drożdży w proszku
1 łyżeczka esencji waniliowej
skórka otarta z 2 cytryn
1 tabliczka gorzkiej czekolady
orzechy laskowe do dekoracji
Zaczynamy od połączenia mąki z masłem - aż powstanie kaszka. Następnie dodajemy pozostałe składniki (oprócz orzechów laskowych): migdały, cukier, drożdże, esencję waniliową, startą skórkę cytrynową, jajko, a na końcu pokrojoną czekoladę. Z ciasta formujemy niewielkie kulki, w środek wduszając orzecha laskowego (lekko spłaszczamy ciastko).
Pieczemy ok 10 - 15 minut w 190 stopniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz