![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEify0oQXB1xJcJF4PdmEAy7mbuPz-4SFLPPKcE5b7-mMOkhQjG8rQLX2l971CUlyvOmNTLuSyhYdwxxveeazurope3zGrwyZcGttdlD6GwkzGhySV8TIqKIgAOulE0vKJTWM7VabNWmh_A/s320/P1010039-0029.jpg)
ostatnio widziałam kompot na własne oczy. Nie mówiąc już o jego gotowaniu, czy piciu. Jest jedno takie miejsce, gdzie kompotu nie brakuje - bar mleczny Bambino.
Postanowiłam jednak zaryzykować i popełnić osobiście owocowy napój. Wiedziałam, że odwiedzi mnie dwójka rozbrykanych młodych ludzi, których trzeba czymś napoić. Oprócz knedli z truskawkami i muffinów z malinami musiałam przecież przygotować coś dobrego do picia, bo upał dawał się wszystkim we znaki. Miałam truskawki, miałam rabarbar, wody też nie brakowało. Dodałam jeszcze tylko odrobinę cukru, goździki i kilka kropli ekstraktu waniliowego.
Jaki był tego rezultat? Chyba wystarczy fakt, że kompot znikał w zastraszającym tempie, a Pani O i Pan J orzekli chórem, że jest "mmm...pyszny".
Dokładnych proporcji nie podam, bo nie pamiętam. Wydaje mi się, że nie są wcale potrzebne. Użyłam - prawdopodobnie około 1/2 kg truskawek, kilka łodyg rabarbaru, około litra wody, 2-3 łyżki cukru i kilka goździków.
Zagotowałam wodę z goździkami. Do wrzątku wrzuciłam umyte i pozbawione szypułek truskawki oraz pokrojony rabarbar. Cukier dodałam na samym końcu. Całość gotowała się około pół godziny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz