czwartek, 13 września 2012

Karczochy

Pod nieobecność drogiej Pani S, postanowiłam panoszyć się na blogu, ktoś w końcu musi dbać o to, żeby blogosfera zupełnie nie zamarła. Dziś będzie prosto, co nie oznacza, że prostacko, bo to danie raczej z gatunku tych wykwintnych, choć i to nie do końca prawda. Bo jak tu być "ęą", kiedy trzeba jeść rękoma oraz mlaskać? Na dodatek nie najemy się zbytnio, bo jadalnych części karczoch nie ma za wiele, ale słowo daję i tak warto! Miałam sporo zabawy odrywając listek po listku i wysysając mięsistą część każdego z nich, żeby w końcu dotrzeć do sedna sprawy, czyli serca.




Moje karczochy zwyczajnie ugotowałam - nie chciałam żeby cokolwiek zdominowało ich delikatny smak. Wcześniej zajrzałam do "Kuchni Neli" Anieli Rubinstein, która radzi, żeby odróżnieniu od innych warzyw, karczochy gotować do miękkości, jednocześnie uważając, żeby się nie rozpadły podczas gotowania.
Górną część warzywa należy odciąć mniej więcej na wysokości trzech czwartych, a pozostałe listki przyciąć nożyczkami. Przycięte listki należy posmarować sokiem z cytryny, żeby nie ściemniały. Karczochy gotujemy w osolonej wodzie z dodatkiem liści laurowych, ziaren czarnego pieprzu, ząbków czosnku, oraz połówek cytryny (możemy wykorzystać te, którymi smarowaliśmy warzywo). Ugotowane karczochy polałam oliwą i danie było gotowe. Prawda, że to proste?



1 komentarz:

  1. Lubię karczochy. Ale strasznie trudno jest je dostać w dobrej formie. Z reguły są za stare i nie nadają się już do jedzenia ; (

    OdpowiedzUsuń