środa, 28 marca 2012

Bajgle - odcinek 1 (łosoś, kozi ser, koper)

Ja chcę bajgla - teraz, natychmiast! W przypadku tego rodzaju pieczywa nie ma mowy o ekspresowym przygotowaniu, bo to niezwykle czasochłonna czynność, więc opcja bajgel homemade chwilowo odpada. Całe szczęście moje ulubione miejsce, w którym zaopatruję się w pieczywo, od pewnego czasu kusi mnie bajglami: z makiem, sezamem lub solą. Zwykle wygrywał razowy chleb z Podlasia, który uwielbiam, ale dziś było jednak inaczej. Dałam się skusić!



Bajgel (wersja podstawowa: łosoś + koza)
kozi ser - najlepiej twarożek
łosoś wędzony
koperek
świeżo zmielony czarny pieprz


wtorek, 27 marca 2012

Ciasteczka Frigolotti dla M.

Teoria, że dostosowanie się do zmiany czasu na letni trwa dwa dni, jest raczej uzasadniona - wszystko się sprawdziło i dziś, czyli dnia trzeciego, dostałam nagły zastrzyk energii. Zachciało się chcieć, więc w ramach przygotowań do weekendowych występów gościnnych (wraz z dwiema, a nawet trzema pozostałymi gwiazdami), postanowiłam upiec Frigolotti - specjalnie dla M. Tak na marginesie, choć nadal w temacie M., to niezbadane są "wyroki boskie", bo właśnie dzięki takim właśnie "wyrokom", mogłam szczęśliwie poznać tę nietuzinkową osobę!
Ale wracając do kulinariów - jak nakazuje świecka tradycja, jeśli planujemy wizytę, to nie możemy zjawić się z pustymi rękoma, wręcz przeciwnie musimy zaopatrzyć się w "paczkę kawy i bombonierkę". Skoro jednak od czasu do czasu zdarzy mi się upiec coś nawet zjadliwego, to zamienię kawę i gotowe sweetsy na Frigolotti własnego wypieku i inne jeszcze takie tam gadżety.

 

 

Nie pamiętam kiedy pierwszy raz upiekłam te ciasteczka - pamiętam jedynie, że od razu zrobiły furorę. Okazuje się też, że wybrałam idealny moment, żeby sobie o nich przypomnieć, bo to tradycyjne ciastka jedzone przez Włochów na Wielkanoc. To połączenie fantastycznych składników, o czym świadczy zapach już podczas pieczenia, który działa jak gaz rozweselający (tak w każdym razie wyobrażam sobie jego działanie). Unoszący się w kuchni zapach wanilii, migdałów, orzechów, skórki cytrynowej i gorzkiej czekolady przyprawia o zawrót głowy. Pozostaje do rozważenia tylko jeden jedyny problem, czy podczas jedzenia orzeszek wypadnie, czy utrzyma się w ciasteczku?

 

Frigolotti 
25 dag mąki pszennej
17.5 dag masła
15 dag cukru trzcinowego
20 dag zmielonych migdałów
1 jajko
1 g drożdży w proszku
1 łyżeczka esencji waniliowej
skórka otarta z 2 cytryn
1 tabliczka gorzkiej czekolady
orzechy laskowe do dekoracji

Zaczynamy od połączenia mąki z masłem - aż powstanie kaszka. Następnie dodajemy pozostałe składniki (oprócz orzechów laskowych): migdały, cukier, drożdże, esencję waniliową, startą skórkę cytrynową, jajko, a na końcu pokrojoną czekoladę. Z ciasta formujemy niewielkie kulki, w środek wduszając orzecha laskowego (lekko spłaszczamy ciastko).
Pieczemy ok 10 - 15 minut w 190 stopniach.


poniedziałek, 26 marca 2012

Zupa z dyni z mlekiem kokosowym

Przesilenie wiosenne dopadło mnie jak nigdy dotąd. W tym roku nie udało mi się oszukać zmysłów. Nawet żołądek zorientował się , że siódma rano nie jest wcale siódmą, tylko szóstą i że ktoś tu najwyraźniej oszukuje. Co tu zrobić jak w ciągu dnia nic się nie chce - no może tylko spać - a w nocy, to już nie jest takie oczywiste, bo wbrew rozsądkowi spać już nie można!?
Trzeba zrobić coś, żeby zachciało się chcieć. Na przykład zacząć od zupy z dyni z mlekiem kokosowym.


Zupa z dyni z mlekiem kokosowym:
1/2 małej dyni Hokkaido
1 łyżeczka zielonej pasty curry
1 mała puszka mleka kokosowego
1 ząbek czosnku
sól, pieprz
sok z cytryny
2 łyżki oliwy

Zieloną pastę curry podsmażamy na oliwie, dorzucamy dynię i czosnek, smażymy do momentu, gdy dynia zacznie się rozpadać i zmięknie (możemy dolać odrobinę wody). Całość miksujemy blenderem. Dodajemy mleko kokosowe i doprawiamy solą, pieprzem i sokiem z cytryny. Możemy dodać ryż jaśminowy i posypać natką pietruszki.



Miseczka zupy dyniowo - kokosowej rozgrzeje, rozbudzi, wzmocni i pomoże zwalczyć objawy przesilenia wiosennego. Podobno wystarczą dwa dni, żeby organizm przestawił się na czas letni. Zobaczymy zatem co będzie jutro!


sobota, 24 marca 2012

Tapenada z czarnych i zielonych oliwek

Tapenada - pasta z oliwek. Można tworzyć jej różne wersje. W podstawowej są oliwki, kapary, zioła i oliwa. Dziś - moja wersja - zawiera oliwki mieszane: czarne i zielone, kapary, czosnek, pieprz, chilli i rozmaryn oraz oliwę.
Hmm... będą grzanki z tapenadą!

Tapenada:
1/2 małego słoiczka czarnych oliwek plus 1/2 słoiczka zielonych oliwek
2 łyżki kaparów
1 ząbek czosnku
czarny pieprz
oliwa z oliwek
świeży rozmaryn

Do blendera wrzucamy oliwki, czosnek, kapary, rozmaryn i zmielony pieprz - miksujemy. Dodajemy oliwę - w ilości takiej, aby miksowana masa zmieniła się w gęstą, aksamitna pastę.

Syropy: z agawy, złocisty, daktylowy...

Cukier jest nudny! Zwykłego praktycznie nie używam. Jeśli już, to wolę trzcinowy, bo jego smak i zapach jest ciekawszy. Późnym latem zaopatruję się w miód - musi być dobrej jakości, ze sprawdzonego źródła - najlepiej prosto z Pomorza. Najbardziej lubię miód lipowy, od czasu do czasu gryczany, ale ze względu na bardzo charakterystyczny smak, nie jestem w stanie go przedawkować.
Ostatnio jednak odkryłam bogactwo różnego rodzaju syropów - na szczęście nie chodzi mi zupełnie o syropy na kaszel.
Wraz z końcem zimy wyczerpały się moje zapasy miodu, a słodzenie cukrem jednak nie zawsze się sprawdza. Nie jest już chyba tajemnicą, że lubię wszelkiego rodzaju owsianki i granole własnej produkcji i do nich właśnie używam syropów. Zaczęłam od syropu klonowego - świetny do naleśników i wszelkiego rodzaju słodkich placuszków. Aktualnie mam już inne - trzy - ulubione:

SYROP Z AGAWY - to naturalny cukier uzyskiwany z meksykańskiej agawy.  Bardzo słodki, ale jednocześnie łagodny. Ma też podobno niski indeks glikemiczny, czyli jest idealny dla osób przewrażliwionych na punkcie szczupłej sylwetki. Ostatnią z wymienionych zalet można jednak swobodnie pominąć, bo smak jest tu ważniejszy.
[Używam go np. do owsianki z truskawkami, kawy latte z mlekiem sojowym]


GOLDEN SYRUP - czyli syrop cukrowy, powstający przy rafinowaniu cukru z trzciny cukrowej. Nazwa nie jest przypadkowa, bo syrop ma złocisty kolor. Jest bardzo gęsty i ma karmelowy posmak. Można go wykorzystywać do wypieku ciast. Nie zawiera glutenu.
[Używam go (chociaż bardziej wskazane byłoby napisać "nadużywam") w zasadzie do wszystkiego np. do granoli z migdałami i żurawiną albo z suszonymi truskawkami lub morelami, do naleśników, pancake'ów itp.].

SYROP DAKTYLOWY (zwany również miodem daktylowym) - ciemnobrązowy, bardzo słodki syrop z daktyli. Może być wykorzystywany do ciast, deserów, napojów. [Idealny do owsianki z orzechami laskowymi i suszonymi śliwkami].


Jeśli ktoś nie lubi lub nie toleruje miodu (tak, tak W. - Ciebie mam tu głównie na myśli), to syropy mogą być jego świetnym substytutem, a dla cukru alternatywą. Są jednak odrobinę uzależniające. Zauważyłam, że chyba odrobinę straciłam kontrolę nad nimi i zaczynam tworzyć syropową kolekcję, bo każdy następny wydaje się być niezbędny w kuchni.

środa, 21 marca 2012

Kotlety z kaszy jaglanej

To się porobiło! Mamy wiosnę. Ja wiem, że z tą wiosną, to trzeba ostrożnie. Nie można tak od razu schować kozaków i puchowej kurtki na dno szafy. Jedna Taka w zeszłym roku schowała i od razu spadł śnieg. Jeszcze chwila i będzie "...kwitła maciejka i czosnek..." oraz będzie "...po łąkach bąk brzdąkał...", należy więc zbierać siły i dobrze się odżywiać. Nie znam niczego zdrowszego od kaszy jaglanej, bo czego to ona nie ma: i krzemionkę, i witaminę B, i lecytynę. Cicho nucąc pod nosem* zabrałam się zatem za przygotowanie placków z kaszy jaglanej. 


Składniki
150 g kaszy jaglanej
1 cukinia
1 średnia cebula
ząbek czosnku
pół pęczka natki pietruszki
jajko
trzy łyżki startego parmezanu
płaska łyżeczka kurkumy
szczypta słodkiej, sproszkowanej, wędzonej papryki
garść świeżego tymianku
sól
pieprz
olej z pestek winogron

Rozgrzewamy łyżkę oleju w rondlu i wsypujemy łyżeczkę kurkumy, mieszamy. Wsypujemy opłukaną kaszę i chwilę prażymy, żeby olej dokładnie otoczył każde ziarenko. Zalewamy wodą (w proporcji mniej więcej 3:1 w stosunku do objętości kaszy), solimy do smaku. Gotujemy do momentu, aż kasza całkowicie wchłonie wodę. Cukinię ścieramy na tarce o grubych oczkach i solimy. Odstawiamy na ok pół godziny, po czym odciskamy wodę. Drobno siekamy cebulę i jeszcze drobniej ząbek czosnku i podsmażamy razem z cukinią. Do miski wrzucamy ugotowaną kaszę, podsmażoną cukinię razem z czosnkiem i cebulą, tarty parmezan, rozbite widelcem całe jajko, posiekaną natkę i posiekane świeże zioła, np. tymianek. Doprawiamy szczyptą słodkiej, wędzonej papryki (choć można oczywiście dodać zwykłą słodką, niekoniecznie wędzoną) pieprzem i ewentualnie solą. Dokładnie mieszamy masę i formujemy płaskie kotlety. Można je usmażyć na patelni, na oleju, ale ja wolę je poukładać na blaszce, na papierze do pieczenia, delikatnie posmarować olejem i piec w temperaturze 180 stopni, aż staną się złote.
Placki można podawać z sałatą lub sosem czosnkowym na bazie jogurtu.
Przepis znalazłam na blogu White Plate, nieco go zmodyfikowałam.

*nuciłam cicho, bo utwór jest w języku którego nie znam i głośno nucić nie mam śmiałości... nuciłam cicho, bo wgryzło mi się ostatnio i jakoś nie puszcza... nuciłam sobie, bo dobrze mi się kojarzy...


Owsianka truskawkowa

Odliczam dni do czerwca. Uzbrajam się w cierpliwość i czekam z utęsknieniem na świeże truskawki. Najlepsze są te prosto z krzaczka, rozgrzane słońcem, mogą być nawet lekko opiaszczone, nie za bardzo dojrzałe, bo takich nie lubię.
Pozostaje mi o nich marzyć lub pocieszać się mrożonymi, które dodaję na przykład do owsianki.


Owsianka z truskawkami (porcja na jedną miseczkę)
2 garści płatków owsianych
1 jogurt naturalny
kilka mrożonych truskawek
2 łyżki syropu z agawy
1 łyżka prażonego ziarna sezamu
kilka pokrojonych i podprażonych migdałów


Płatki owsiane zalewamy gorącą wodą i odstawiamy, żeby wchłonęły wodę i jednocześnie zmiękły. Jogurt naturalny mieszamy z łyżką syropu z agawy (lub cukru) i mieszamy z płatkami. Truskawki rozmrażamy i rozgniatamy - w razie potrzeby również słodzimy syropem z agawy*. Dodajemy do płatków z jogurtem. Posypujemy migdałami i sezamem.
Tym sposobem kulinarnie i mentalnie przybliżamy się do truskawkowego sezonu - odliczając dni do czerwca!

* Jestem ostatnio uzależniona od wszelkiego rodzaju syropów, będących alternatywą dla cukru, czy miodu (którego zapasy dawno zniknęły z mojej kuchni). Niedługo napiszę o nich coś więcej, bo warto.

poniedziałek, 19 marca 2012

Cannelloni ze szpinakiem i sosem pomidorowym

Wszystko wskazuje na to, że tym razem motywem przewodnim jest tak zwany "junk food", bo poniższy przepis powstał na skutek niedzielnego czyszczenia lodówki. Zaczęło się od tego, że zgodnie z zasadą, iż jedzenie nie może się marnować, trzeba było zużyć resztkę sera korycińskiego (który za kilka dni mógłby nieoczekiwanie ożyć!). Reszta składników została dokomponowana równie spontanicznie.

Cannelloni (porcja dla dwóch osób)
1 pęk świeżego szpinaku
1/2 średniej cebuli
2 ząbki czosnku
3 łyżki startego sera (miękkiego) np. Korycina, Fety itp.
5 suszonych pomidorów
canelloni (ok 10 rurek)
sos pomidorowy (1 filiżanka)
starty ser Grana Padano
sól, pieprz, gałka muszkatołowa, świeży rozmaryn
natka pietruszki



Nadzienie:
Na rozgrzaną oliwę wrzucamy drobno pokrojoną cebulę, którą podsmażamy do momentu zeszklenia. Dorzucamy liście szpinaku - pozbawione twardawych łodyżek (delikatnie rwiemy liście, jeśli są duże. Dorzucamy drobno posiekany czosnek. Na koniec doprawiamy solą, pieprzem i gałką muszkatołową.
(Cały przepis tutaj).
Szpinak mieszamy ze startym serem (np. Korycińskim) oraz pokrojonymi suszonymi pomidorami
Napełniamy rurki makaronowe gotowym nadzieniem. Wierzch polewamy sosem przygotowanym z pomidorów, czosnku i rozmarynu. Ja użyłam sosu pomidorowego (gotowego, ale homemade), który gotowałam kilka minut razem z wymienionymi składnikami. 
Na koniec posypujemy startym serem - najlepiej Grana Padano. Całość zapiekamy w temperaturze 180 stopni - przez około 20 - 30 minut. Po upieczeniu posypujemy posiekaną natką pietruszki.



niedziela, 18 marca 2012

Kopytka z "Tektury"

Czwartkowy wieczór spędziłam w przemiłym towarzystwie. Było radośnie i bezpretensjonalnie. Radość wynikała z odniesionych sukcesów - choć sukcesy nie były moje, cieszyłam się jak dziecko, a właściwie jak wierny kibic. Na miejsce świętowania została wyznaczona ulica Poznańska, która bywa kojarzona przez warszawiaków z przedstawicielkami najstarszego zawodu świata i to tymi, z wyjątkowo długim stażem... Ale miało być nie o tym, tylko o barze Tektura, gdzie można nieźle zjeść, przekąsić i ugasić pragnienie. Wystrój pozostaje w zgodzie z nazwą, wiele elementów wykonanych jest właśnie z tektury, od wiszącej na ścianie głowy żubra, do uchwytów na serwetki. Na stołach mamy do dyspozycji arkusze papieru i ołówki, możemy zająć ręce szkicowaniem. Podobno to co narysujemy, sporo o nas mówi, więc trzeba być ostrożnym. Menu jest krótkie, co według mnie jest zaletą. Zawiera dania proste i znane, ale podane w nieoczywisty sposób. Próbowałam już kilku rzeczy i wszystkie były dobre. Do gustu szczególnie przypadły mi serwowane tam kopytka, dlatego postanowiłam zrobić sobie podobne.


Składniki
(porcja dla dwóch osób)
4 ugotowane ziemniaki
125g mąki
jajko
sól
oliwa
ząbek czosnku
suszone pomidory w zalewie
świeży tymianek
tarty parmezan lub inny twardy ser, np owczy
pieprz

Ugotowane jeszcze ciepłe ziemniaki przeciskamy przez praskę lub dokładnie ugniatamy. Kiedy ostygną, dodajemy mąkę i rozkłócone jajko, solimy. Zagniatamy ciasto. Formujemy cienki wałeczek, kroimy go na niewielkie kopytka. Gotujemy w dużej ilości osolonej wody, do momentu aż wypłyną na wierzch.
Na oliwie podsmażamy ząbek czosnku, pokrojony w cienkie plasterki, uważając, żeby go nie przypalić. Dorzucamy kopytka i chwilę podsmażamy. Dodajemy suszone pomidory i garść świeżego tymianku. Kopytka podajemy posypane parmezanem lub innym twardym serem i przyprawione świeżo zmielonym pieprzem.

Pod koniec wieczoru, impreza przeniosła się do sąsiedniego Beirutu i przebiegała w towarzystwie belgijskich księżniczek i przy takim oto podkładzie muzycznym, który od tamtych chwil mnie nie opuszcza. Ale o tym sza...

sobota, 17 marca 2012

Dziki Ryż - kulinarna podróż do Tajlandii

Wczoraj ogłosiłam przyjście wiosny. To, co wydarzyło się dziś wykracza chyba poza dopuszczalne normy przewidywane dla statystycznego - marcowego dnia. To już było prawie lato!!! I jak bohater pewnej sztuki Grzegorza Jarzyny mówię: "Co to ma być? - ja się pytam".

W związku z tym, że spędzanie upalnego dnia w kuchni rozgrzanej piekarnikami, piecykami i kuchenkami, grozi omdleniem, postanowiłam, że dziś moja kuchnia ma wolne, a ja wychodne. Pani A zgodziła się ochoczo potowarzyszyć mi w wyprawie do mieszczącego się "po sąsiedzku" Dzikiego Ryżu. Po niespodziewanych perturbacjach komunikacyjnych w warszawskim metrze, Pani A pojawiła się u mnie i już razem mogłyśmy sprawdzić czy Dziki Ryż nas czymś zaskoczy, czy może jednak rozczaruje?

W pierwszej chwili objętość karty nas przeraziła. Szczęśliwie jednak opanowałyśmy strach, panikę i przerażenie, spokojnie wybierając coś dla siebie.

Ja wybrałam tajską zupę z krewetkami i muszę przyznać, że nie żałowałam wyboru. Zupa była wystarczająco ostra, krewetki miękkie, a ilość kolendry i trawy cytrynowej nie przyprawiła mnie o zawrót głowy, a przyznam, że mam słabą tolerancję dla tych dwóch składników.


Pani A. natomiast wybrała zielone curry z tofu i ryżem jaśminowym. I podobnie jak ja  - była w pełni usatysfakcjonowana. Zielone curry wyglądało wybornie i z bezpośredniej relacji (i mojej dyskretnej obserwacji: m.in. szybkiego ruchu pałeczek) wiem, że tak też smakowało.


Podsumowując - dzisiejszy obiad w Dzikim Ryżu, był dziko dobry!

piątek, 16 marca 2012

Ciastka orzechowe z białą czekoladą

Jest wiosna! Słońce rozgrzewa powietrze, nawet wieczór zaczyna już pachnieć. Już mi się marzy, żeby wyciągnąć rower i pojechać na piknik do Parku Skaryszewskiego.  Leżeć na kocu, jeść maliny, borówki, albo w ramach ruchu - pobiec do Misianki po sernik. Patrzeć w błękitne niebo, mrużyć oczy od słońca i martwić się jedynie tym, że jest gorąco!!! Od zeszłego roku z menu piknikowym kojarzą mi się między innymi amerykańskie ciasteczka z orzechami i białą czekoladą. Mocno orzechowe, kruche, bardzo słodkie... pychota!


Ciastka z orzechami i białą czekoladą (proporcje na około 20 ciastek)
115 g masła
85 g brązowego cukru
1 jajko
250 g mąki pszennej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
1 tabliczka białej czekolady
50 g orzechów laskowych
szczypta soli

Masło ucieramy z cukrem aż do uzyskania gładkiej, jasnej masy. Dodajemy rozmącone jajko. Mąkę mieszamy z proszkiem do pieczenia, sodą i szczyptą soli, a następnie łączymy z masłem z cukrem i jajkiem. Na koniec dodajemy pokrojoną czekoladę i orzechy. Ciasto jest gęste.
Formujemy duże ciacha i układamy na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia.
Ciastka pieką się ok. 10-12 minut w temperaturze 190 stopni.

Przepis znalazłam na blogu Moje Wypieki.

Ratatouille

 


Co można wyczarować z bakłażana, cukinii, papryki, cebuli, czosnku i pomidorów? W zasadzie odpowiedzi jest wiele, ale jedną z nich jest ratatouille (zwane czasem "ratatują"). Danie charakterystyczne dla krajów wybrzeża Morza Śródziemnego. Może nie jest to najpiękniejsza potrawa, ale zdecydowanie nadrabia smakiem. Poza tym - jest łatwa do przygotowania. A to już dwa poważne argumenty na "tak"!


Ratatouille
2 cukinie
1 bakłażan
1 czerwona papryka
1 cebula
2 ząbki czosnku
pomidory / sos pomidorowy
sól, pieprz
tymianek
oliwa

Na rozgrzanej oliwie podsmażamy pokrojoną cebulę, a następnie czosnek i paprykę. Po kilku minutach dodajemy resztę pokrojonych w większe kawałki warzyw (oprócz cukinii - tę dodajemy po chwili). Na koniec dodajemy pomidory  (lub sos pomidorowy). Całość dusimy 30 - 40 minut - aż warzywa zmiękną. Doprawiamy solą, pieprzem i tymiankiem.

niedziela, 11 marca 2012

Sałatka z rukoli

Ten wpis i jednocześnie przepis dedykuję Pani O, której ta sałatka bardzo zasmakowała. A rzecz miała miejsce niedawno i przeszła już do historii. Kto był - ten wie, a wybrańcy, których wówczas zabrakło, też już o tym usłyszeli. Reszta jest milczeniem.

 

Sałatka z rukoli i czerwony manicure już zawsze będą mi się kojarzyły z tym wieczorem i z tymi osobami!


Sałatka z rukoli i pomidorków koktajlowych
Rukola
Pomidorki koktajlowe
Garść pestek słonecznika (podprażonych)
Parmezan (starty na większe płatki)
Pieprz i sól

Sos: oliwa + ocet balsamiczny (proporcje 2:1) + ząbek czosnku

sobota, 10 marca 2012

Muffiny drożdżowe

Odziedziczyłam w genach po moich przodkach słabość do ciasta drożdżowego. Lubię ten smak, zapach i konsystencję. Ciasto wymaga odrobiny cierpliwości, spokoju i dobrej woli. Oczywiście najlepsze na świecie ciasto drożdżowe robi Pani E, więc nawet nie myślę o tym, żeby iść z nią w konkury. Ale sprytnie - znalazłam kiedyś przepis na całkiem łatwe ciasto drożdżowe i wykorzystuję je najczęściej do muffinów. Nie pamiętam skąd mam ten przepis, bo spisałam go niedbale na luźnej kartce - chyba inspiracją był przepis Agnieszki Kręglickiej.

Przepis jest łatwy, choć podstawą sukcesu jest tu czas. Jeśli już piekę z niego muffiny, to zawsze robię to w wolny dzień - spokojnie poświęcam czas na kolejne etapy przygotowań, czyli głównie uzbrajam się w cierpliwość i daję ciastu wyrastać. A ja w tym czasie piję kawę i czytam książkę - aktualnie biografię Serge'a Gainsbourg'a - człowieka, którego historia obala teorię, iż uroda stanowi podstawę sukcesu! Jak wiadomo uroda Serge'a była dosyć dyskusyjna, a nawet wątpliwa, jak mawiają niektórzy "dla koneserów".
Z moimi muffinami będzie zupełnie inaczej - są piękne i mają jednocześnie bardzo ciekawe i wartościowe wnętrze!

Ciasto drożdżowe (to są proporcje na ciasto - ale ja z połowy składników robię 12 muffinów)
1kg mąki
150 g drożdży
1 szklanka mleka
1 szklanka cukru trzcinowego
1 kostka masła
5 jaj i 2 żółtka
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii, skórka starta z 1 cytryny, garść rodzynek
1/2 szklanki oleju

Rozdrobnić drożdże - dodać do nich łyżeczkę cukru i ucierać z dwoma łyżkami ciepłego mleka. Odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.

W garnku pogrzać resztę mleka, masło i cukier. Po rozpuszczeniu - ostudzić (tak, żeby było jedynie ciepłe).

Do dużej miski wsypać mąkę, dodać mleko z masłem i cukrem, zamieszać. Dodać roztrzepane jaja i żółtko, wmieszać w ciasto. Na końcu dodać wyrośnięte drożdże i ponownie wymieszać. Odstawić w ciepłe miejsce do podrośnięcia na 15 minut.

Rodzynki zalać wrzątkiem. Sparzyć i zetrzeć skórkę z cytryny.

Włączyć piekarnik. Formę wysmarować masłem. Kiedy ciasto podrośnie zacząć wyrabianie. W tym czasie trzeba dodawać olej (wyrabiać 20 minut).
Rodzynki odsączyć, oprószyć mąką. Dodać ekstrakt z wanilii, skórkę i rodzynki. Ciasto przełożyć do foremki i jego wierzch delikatnie posmarować białkiem.
Wstawić do piekarnika rozgrzanego do 180 st. i po chwili zwiększyć do 200 st. Ciasto powinno się piec ok 30 minut. Muffiny krócej - ok 20 minut,

 

 I jeszcze moja ulubiona piosenka córki Serge'a - Charlotte.


niedziela, 4 marca 2012

Kedgeree

Zwykle nie łączę ryżu z rybami. Co innego ryż z owocami morza, ale dziś zbieg okoliczności sprawił, że w mojej kuchni ryba trafiła na talerz wraz z ryżem.
W tak piękny dzień grzechem było siedzieć w domu. Trzeba było naładować baterie słoneczne przed kolejnym tygodniem pracy. Dlatego też dzisiejszy obiad był wynikiem szybkiego namysłu: najpierw jakie mam składniki, a następnie co mogę z nich zrobić. Przypomniałam sobie, że w ostatnich dniach na White Plate pojawił się przepis, który byłam w stanie szybko i bezboleśnie wypróbować. Miałam składniki, gotowy przepis i wielkie słońce zaglądające przez kuchenne okno. Z tego wszystkiego powstała potrawka z ryżu i dwóch rodzajów ryb: gotowanego pstrąga i wędzonego łososia, nosząca nazwę Kedgeree.


Kedgeree (proporcje dla dwóch osób)
1 filiżanka ryżu długoziarnistego
300 ml wody
1/2 cebuli, pokrojonej drobno
2 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżeczka startego na tarce imbiru
1 ząbek czosnku (drobno posiekany)
1/2 łyżeczki kurkumy
1 łyżeczka przyprawy curry
1/2 filetu z pstrąga
1 średniej wielkości ryba (wędzony łosoś)
ok. 1 łyżeczki soli morskiej
natka pietruszki, posiekana
2 jajka, ugotowane na twardo i przekrojone na ćwiartki

  

W garnku rozgrzewamy oliwę, dodajemy cebulę (smażymy przez 3-5 minut). Dodajemy czosnek, imbir, kurkumę, curry i sól. Mieszając smażymy 2 minuty.
Dodajemy ryż, dokładnie mieszamy. Smażymy kolejne 2-3 minuty.
Wlewamy wodę i gotujemy przez 10 minut. Dodajemy filet z pstrąga i dusimy kolejne 3-5 minut, aż ryba będzie ugotowana.
Ugotowana rybę wyjmujemy i usuwamy z niej ości. Kawałki ryby wkładamy z powrotem do garnka, dodajemy kawałki wędzonej ryby, jajka pokrojone w ćwiartki i całość posypujemy natką pietruszki.


Kedgeree jest bardzo sycące, więc stanowi idealny posiłek przed długim - niedzielnym spacerem.
Oryginalny przepis, z którego skorzystałam - tutaj.