czwartek, 20 września 2012

Wrzesień, który był sierpniem, czyli przepis na sprawdzoną"dietę - cud"

Dziś w usłyszałam, że idzie jesień i niestety nie był to żart. Jest już raczej rześko, a jeszcze przed chwilą było tak gorąco. Wrzesień stał się nieoczekiwanie sierpniem, słońce cudownie grzało i opalało skórę na złoto. Do szczęścia wystarczyło kilka rzeczy: piękne miejsce, od czasu do czasu papierowa torebka pełna fig, porcja gelato, hektolitry oliwy i kieliszek prosecco wypity na Piazza della Passera.

Przepis na dietę - cud, która poprawia samopoczucie, humor i koloryt skóry:

Po pierwsze - oliwa z oliwek i wino (w dużych ilościach)


Po drugie - gelato, czyli lody w najdziwniejszych smakach (przynajmniej raz dziennie*)




Po trzecie - wizyta na Mercato Centrale (codziennie!)- w celu zakupienia świeżych fig** lub innych owoców. Możemy dorzucić porcję serów i jeśli ktoś je mięso - również prosciutto. Ponadto trzeba przejść przez wszystkie stragany - w ramach treningu. Zapewniam, że wychodząc z hali będziemy mieli uśmiech przyklejony do twarzy, a torby ciężkie od zakupów sprawią, że nabierzemy odpowiedniej masy mięśniowej.



Po czwarte - posiłek regeneracyjny plus napój energetyzujący! Musimy dostarczyć organizmowi odpowiednio zbilansowany posiłek. Zalecam pasty (np. z owocami morza), ravioli z szałwią, risotto z borowikami... etc. oraz wino - dużo wina!!!
A potem espresso i dietetyczna Panna Cotta


Do szczęścia potrzebujemy już tylko spaceru*** - najlepiej wąskimi uliczkami, na których nie spotykamy turystów, tylko panią w fartuchu, która wyszła na chwilę ze swojej kuchni (pewnie nie mogła się nadziwić, że ktoś jednak trafił pod jej dom). Idziemy sobie spokojnie, podziwiamy piękne kamienice, zadzieramy głowy, żeby podziwiać balkony i ogrody na dachach, mrużymy oczy od słońca i zastanawiamy się, czy aby nie za bardzo się spiekliśmy. Od czasu do czasu uciekamy przed rozpędzonym skuterem. W końcu docieramy do celu, siadamy na ulubionej ławce, biegnąc uprzednio po kieliszek (a raczej "...szki") pełne prosecco. Zasłużyliśmy na odpoczynek, więc siedzimy i patrzymy na wpółsiedzących, pijących i patrzących. Jesteśmy w raju!!!
A jak zgłodniejemy, to cały cykl rusza od początku, bo dłuższe przerwy w jedzeniu i piciu są bardzo niewskazane.


* Ja - podobno - nie lubię lodów (czyli życie jednak potrafi zaskoczyć)

** Nadal nie wiem, które wolę bardziej - zielone, czy fioletowe???

** No może do pełni szczęścia brakuje nam już tylko spotkania z pewnym florenckim celebrytą, ale to niestety tylko nielicznym się udaje. Ale kto wie - może zamieszkamy nawet w jego uroczym mieszkanku?

2 komentarze: