niedziela, 21 października 2012

Chałka

Od dwóch dni, gdzieś w tyle głowy, wyświetlał mi się komunikat: chałka! Nie mogłam pozbyć się tej natrętnej myśli. Wczoraj walczyłam dzielnie, biłam się z myślami - próbowałam zniechęcić, zadając pytanie z serii tych najbardziej bezsensownych: ale po co? Ale przecież to takie pracochłonne i czasochłonne. Ale wcale tego nie potrzebuję. Ale, ale, ale... Już myślałam, że mam problem z głowy..., a tymczasem dziś rano - nie wiem, czy to przez tę poranną mgłę... po prostu w pewnym momencie wstałam, wystawiłam składniki i zaczęłam oficjalną ceremonię. I o dziwo, nie było tak źle! W tak zwanym międzyczasie (czyli  w trakcie dwóch dwugodzinnych tur wyrastania ciasta) zdążyłam: wypić kawę, doczytać do końca książkę*, obejrzeć odcinek nowej Nigelli L.**, ugotować zupę z dyni... 
Miałam idealną synchronizację. Chałka wyszła z pieca, zadzwonił domofon i już mnie nie było, a buła mogła sobie bezpiecznie stygnąć (choć, jak się później okazało, tylko do czasu).***



Chałka (wersja bez mleka i masła)****
2 szklanki mąki pszennej
dwa jajka (dwa żółtka i białko z jednego jajka trafiają do chałki, reszta białka służy do posmarowania chałki przed jej upieczeniem)
1 łyżeczka suszonych drożdży
4 łyżki oleju z pestek winogron
3 łyżki cukru z wanilią
3/4 szklanki ciepłej wody
szczypta soli


Wszystkie składniki wrzucamy do miski i wyrabiamy przez około 15 minut (no chyba że mamy na obiekcie odpowiedni sprzęt - wówczas wyrabianie pozostawiamy robotowi). 
Tak przygotowane ciasto odstawiamy do wyrośnięcia na około 1,5 godziny. Następnie ciasto dzielimy na trzy części, formujemy kulki i odstawiamy na kolejne 15 minut, żeby ciasto "odpoczęło".  Z podzielonego ciasta - uformowanego w wałki - zaplatamy warkocz i odstawiamy do wyrośnięcia na kolejne 1,5 godziny.
Przed wstawieniem do piekarnika (rozgrzanego do 190 stopni) smarujemy rozmąconym białkiem. Możemy posypać kruszonką, sezamem lub cukrem.

A potem już tylko kawa, masło do posmarowania i jakaś przeraźliwie słodka konfitura, czyli śniadanie mistrzów!



* "Kochanie, zabiłam nasze koty" D. Masłowska
** "Nigellissima"
*** Jak się okazało, jej żywot był dość krótki - rozwrzeszczana gromadka zjadła sporą jej część, a resztę zabrała ze sobą "na wynos"!
**** Przepis mocno improwizowany, choć - niewątpliwie - inspiracją był przepis z bloga Gotuje, bo lubi!

1 komentarz: