sobota, 16 marca 2013

Prawie ricotta...

W poprzednim wpisie było o mleku, a właściwie o domowym przetwórstwie mlecznym, czyli o tym, jak w ciągu dwóch dni świeże mleko zmienić w mleko zsiadłe. Część mleka (w jego drugim wcieleniu) wykorzystałam do koktajli, a z reszty zrobiłam domową "ricottę", czyli delikatny biały ser.

 

W ten sposób ciąg dalszy nastąpił, a ja przeprowadziłam mały kulinarny eksperyment, który udowodnił, że przygotowanie domowego twarożku jest bardzo proste.
Wystarczy podgrzać w garnku zsiadłe mleko, tak aby powstały charakterystyczne grudki (zdjęcie nr 2). Grudki, to znak, że można zdjąć garnek z ognia i odstawić na około 15 minut. Po tym czasie - przetworzoną mleczną zawartość odsączamy, wylewając na gazę (czystą ściereczkę lub tetrową pieluchę). Im mocniej odciśniemy, tym twarożek będzie bardziej suchy.* Będzie gotowy do jedzenia po około 30 minutach.

Polecam zwłaszcza w wersji śniadaniowej: zmieszany z odrobiną czerwonej cebuli, kawałkami pomidorków cherry i solidną porcją rzeżuchy (całość podana na grzankach). Wyborne połączenie!



* Czytam właśnie książkę Kristin Kimball: "Brudna robota. Zapiski o życiu na wsi, jedzeniu i miłości". Dziś rano znalazłam tam następujący opis: "... za sprawą jakiegoś tajemniczego i alchemicznego procesu, mleko ścinało się i gęstniało tak, że można je było kroić na kawałki. Z grudek sera ściekała jasnożółta serwatka. Podgrzewałam to wszystko, aż grudki zaczynały się kurczyć i twardnieć, a wtedy wyjmowałam je na szmatkę, soliłam i zostawiałam do odsączenia. (...) Gdy już opanowałam jego produkcję, zaczęłam rozszerzać repertuar."

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz