piątek, 13 lipca 2012

Koktajl raczej blady, czyli piątek trzynastego

Dziwaczny poranek w piątek trzynastego zaczęłam zupełnie zwyczajnie - od włączenia radia, a tam Wojciech Mann i dawno nie słyszany szwedzki Elvis (jeśli jeszcze ktoś go nie zna, to radzę posłuchać, bo nikt tak pięknie i wdzięcznie nie trafia w ton i nie nadąża za rytmem piosenki).
Wyjrzałam przez okno - słońca brak, jakieś chmury, raczej chłodno. Natchnęło mnie to do zrobienia koktajlu - wprawdzie bardzo bladego - bo w takim byłam nastroju, ale niesamowicie pysznego.
Myślałam, że "piątek trzynastego" to zwykły dzień, a przesąd związany z tym dniem, to zwykła bujda. Otóż chyba jednak tym razem los okazał się dla mnie okrutny, czego skutki odczuwam nadal. Zwykła przeszkoda - z pozoru tylko niegroźna - pokonywana każdego dnia - dziś okazała się być wyjątkowo niebezpieczna, a wielki guz na głowie, będzie mi jeszcze przez kilka dni przypominał, o tym traumatycznym przeżyciu.
Nie omieszkałam wszystkim dziś o tym opowiedzieć - czym wprawiłam niektórych w bardzo dobry humor. Warto było przyjąć ten cios na głowę, żeby zobaczyć niepohamowany śmiech M. (bezcenne!)


A wracając do koktajlu polecam dwie jego wersje: brzoskwiniową (maślanka, jogurt naturalny, kropla esencji waniliowej, brzoskwinie ufo, płatki migdałowe, syrop z agawy) i melonową (gęsty jogurt naturalny, melon, syrop z agawy, ziarno sezamu). Wszystko wrzucamy/wlewamy do blendera i miksujemy, a potem rozkoszujemy się smakiem - pychota (i antidotum na piątek - trzynasty dzień miesiąca).

A skoro mowa o ufo, to przyznam, że od jakiegoś czasu uzależniona jestem od nowego singla L.Stadt - do odsłuchania tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz