Szczęśliwie jednak już powróciłam i niczym Jack Nicholson w "Lśnieniu" mogę powiedzieć "Wendy, I'm home".
Piątkowy wieczór i część nocy spędziłam na rozpakowywaniu rzeczy, sprzątaniu, układaniu... Myślałam, że nie mam ich wielu, a jednak zaskoczyło mnie, że jednak obrosłam w rzeczy w sposób niekontrolowany. Czyżbym zapomniała o tym, że w życiu należy bardziej "być" niż "mieć"?
Zmęczenie fizyczne i psychiczne, nie odwiodło mnie od sobotniej wizyty na Hali Mirowskiej. I tu potwierdza się, że dziś też bardziej "mam" niż "jestem", ale dobrze mi z tym, bo zestaw składający się z: miliona pomidorów, cukinii, bakłażanów, śliwek, malin, fasoli, melonów i kwiatów zrekompensował mi trudy dnia poprzedniego. Nagradzam się jedzeniem? To chyba niebezpieczna sytuacja, ale nie ma zamiaru za bardzo się tym teraz przejmować.
Kupiłam pięć rodzajów pomidorów: żółte, czarne, koktajlowe, podłużne, malinowe... Zrobiłam to celowo, bo od dłuższego już czasu śniła mi się po nocach panzanella, więc dziś jest ten dzień!
Panzanella - skład sałatki
Pomidory (najlepiej różne rodzaje)
Czerstwe pieczywo
Oliwki
Fileciki anchois (opcjonalnie)
Cebula
Oliwa + sok z cytryny
sól i pieprz
Świeża bazylia
Rukola (opcjonalnie)
Czosnek
Pomidory kroimy w duże kawałki, pieczywo rwiemy, kroimy cebulę, czosnek siekamy drobno. Dodajemy pokrojone fileciki anchois i oliwki. Wszystko mieszamy (najlepiej dłońmi). Zalewamy sosem z oliwy i cytryny. Solimy i pieprzymy. Dodajemy bazylię i rukolę. Mieszamy, mieszamy, mieszamy. Wszystko musi się połączyć z sokiem z pomidorów oraz z sosem (chleb wchłonie sos i dzięki temu zmięknie). Całość odstawiamy do lodówki na co najmniej godzinę. Przed podaniem - wystawiamy z lodówki odpowiednio wcześniej, żeby sałatka zdążyła się ogrzać (nie ma nic gorszego, niż zimne pomidory).
A w całym mieszkaniu pachnie dziś groszkami - nie mogłam się im oprzeć.
Uwielbiam tą sałatkę!
OdpowiedzUsuńPysznie u Ciebie!
Pozdrawiam Cię:)
Wygląda idealnie, pewnie tak samo dobrze smakuje :)
OdpowiedzUsuń