czwartek, 26 lipca 2012

Kolacja bez przepisu, czyli kuchnia w czasach upału

Od kiedy powróciły upały, pożegnałam przepisy kulinarne. Nie mam siły, ani specjalnie chęci, żeby dłużej zastanawiać się nad komponowaniem posiłków. A już o gotowaniu, albo pieczeniu  czegokolwiek nie ma nawet mowy. Aktualnie kuchnia wydaje jedynie zimne posiłki - głównie warzywa i owoce.

Rano moja kulinarna wyobraźnia  pozwala mi jedynie przygotować koktajl owocowy i kawę.
Na obiad wystarcza prosta sałata, a na deser garść śliwek, brzoskwinia, kawałek zimnego melona, albo kwaskowe młode jabłko.
Wysoka temperatura skutecznie pozbawia człowieka apetytu.
Właściwie dopiero w porze kolacji odzyskuję chęć, żeby coś zjeść, ale tu także nie ma mowy o żadnych szaleństwach.

Dziś wystarczył mi kawałek chleba orkiszowego i po kawałku z zestawu serów: z Wiżajn z czosnkiem niedźwiedzim, oscypek, Bursztyn i dojrzewający kozi ser (wszystkie kupione dziś na Hali Mirowskiej).
Dopełnieniem zestawu była szklaneczka cydru (tym razem angielskiego).
A teraz nucę sobie pod nosem, planuję wakacje i zastanawiam, czy sprawdzić prognozę pogody na jutro?  

"... Powietrze lepkie i gęste, wilgoć osiada na twarzach. Ptak smętnie siedzi na drzewie, leniwie pióra wygładza. Poranek przechodzi w południe, bezwładnie mijają godziny. Czasem zabrzęczy mucha w sidłach pajęczyny. A słońce wysoko, wysoko, świeci pilotom w oczy. Ogrzewa niestrudzenie zimne, niebieskie przestrzenie. Czekam na wiatr, co rozgoni, ciemne skłębione zasłony. Stanę wtedy na raz, ze słońcem twarzą w twarz... "*


* Maanam"Krakowski spleen"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz