Rano moja kulinarna wyobraźnia pozwala mi jedynie przygotować koktajl owocowy i kawę.
Na obiad wystarcza prosta sałata, a na deser garść śliwek, brzoskwinia, kawałek zimnego melona, albo kwaskowe młode jabłko.
Wysoka temperatura skutecznie pozbawia człowieka apetytu.
Właściwie dopiero w porze kolacji odzyskuję chęć, żeby coś zjeść, ale tu także nie ma mowy o żadnych szaleństwach.
Dziś wystarczył mi kawałek chleba orkiszowego i po kawałku z zestawu serów: z Wiżajn z czosnkiem niedźwiedzim, oscypek, Bursztyn i dojrzewający kozi ser (wszystkie kupione dziś na Hali Mirowskiej).
Dopełnieniem zestawu była szklaneczka cydru (tym razem angielskiego).
A teraz nucę sobie pod nosem, planuję wakacje i zastanawiam, czy sprawdzić prognozę pogody na jutro?
"... Powietrze lepkie i gęste, wilgoć osiada na twarzach. Ptak smętnie siedzi na drzewie, leniwie pióra wygładza. Poranek przechodzi w południe, bezwładnie mijają godziny. Czasem zabrzęczy mucha w sidłach pajęczyny. A słońce wysoko, wysoko, świeci pilotom w oczy. Ogrzewa niestrudzenie zimne, niebieskie przestrzenie. Czekam na wiatr, co rozgoni, ciemne skłębione zasłony. Stanę wtedy na raz, ze słońcem twarzą w twarz... "*
* Maanam"Krakowski spleen"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz