piątek, 4 maja 2012

Jagody goji

Każdą potrawę można sklasyfikować w ramach kilku ogólnie przyjętych określeń. Coś może być: smaczne, niedobre, ciekawe, dziwne... A propos tych dziwnych - chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, jak smakują cukierki o smaku lukrecji? Otóż pewnego pięknego dnia mój drogi siostrzeniec spróbował pingwina - żelkę, właśnie o smaku lukrecji. Pierwsze co zrobił, to powąchał go, po czym powiedział: hmmm...dziwnie pachnie... dam cioci... Tak, tak to ja byłam tą wybranką - mój słodziak!
Ale wracając do tematu - kiedyś widziałam przepis, w którym użyto maleńkich, podłużnych, czerwonych jagód. Pomyślałam:  jakież one śliczne, ciekawe jak smakują? Kiedy zobaczyłam je na stoisku, na którym regularnie zaopatruje się w suszone owoce, postanowiłam zaryzykować i spróbować.
Jagody goji (czyt. godżi) są z gatunku tych "dziwnych". Nie mogę powiedzieć, że są niedobre, ale nie powiem też, że są najpyszniejsze na świecie. Niby to owoc, ale jednak nie za słodki. Jest wręcz delikatnie słony, może nawet wytrawny. Jak się jednak okazuje, to mistrz w swojej kategorii, bo oczywiście ma w sobie wszystko, działa na to, na tamto... Taki owocowy superbohater. Ciekawe czy zjadając porcję jagód goji, automatycznie przedłużyłam sobie życie chociaż o kilka minut/godzin/dni? Pozostaje mi wierzyć, że tak.


Goji nie cieszą mnie tak, jak na przykład suszone na słońcu morele, czy figi, ale przyznaję, że w granoli razem z żurawiną, migdałami i orzechami laskowymi zdecydowanie dają radę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz