sobota, 21 kwietnia 2012

Urban Market vol. 2

O 12:15 uświadamiam sobie, że dziś jest ten dzień i że 15 minut wcześniej wystartował Urban Market. Szybka decyzja i 15 minut później czekam grzecznie na autobus numer 185, który ma mnie zawieźć na Solec. Z każdą minutą czekania zaczynam zastanawiać się co się dzieje i skąd ten tłum? Wsiadam do autobusu napchanego po brzegi kibicami jednej z warszawskich drużyn - tej na "l". Na każdym kolejnym przystanku dosiadają następni. Czuję się co najmniej dziwnie, bo nie podejrzewam, żebyśmy zmierzali do tego samego celu.
Poziom adrenaliny u  moich współpasażerów przekracza dozwolone normy. Jak zwykle zaczynam nasłuchiwać rozmów: jedni zastanawiają się nad możliwościami wygrania biletów na Euro, inni śpiewają, jeszcze inni komentują nieudolność kierowcy, który ich zdaniem specjalnie wpakował nas w korek, bo zapewne jest z Poznania. Są jeszcze dwaj panowie, którzy po każdym użytym przez siebie przekleństwie strofują się wzajemnie: " Ty - nie przeklinaj, z tyłu dziecko siedzi. Dziś nie przeklinamy. Dziś pijemy piwko, ale nie przeklinamy". 
Czuję się w tym tłumie jak alien, nie rozumiem dowcipu, nie mam pojęcia, czy jadą na mecz, czy na jakąś demonstrację. Wiem jedno: chcę stąd uciec, to nie mój świat.

Szczęśliwie docieram na miejsce i tak, jak podejrzewałam, reszta nie wędruje razem ze mną pod adres Solec 18, żeby odwiedzić Urban Market w odsłonie drugiej, zorganizowanej przez my' o 'my i made with love!
A tam - dla każdego coś miłego: strefa food market, food design, warsztaty, strefa mody. Miejsce wymarzone dla tych, dla których jedzenie, to ważna część stylu życia. Można zjeść, nabyć, popatrzeć, podpatrzeć, posłuchać, poszukać inspiracji, posiedzieć na patio piknikując... zupełnie niezobowiązująco i bez przesadnego zadęcia.
Godne polecenia. Czekam na volume 3 i zastanawiam się, czy z tej drugiej strony Urban Market wygląda równie interesująco. Może kiedyś to sprawdzę?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz