poniedziałek, 30 kwietnia 2012

W moim ogrodzie, gdzie czas leniwy

Wiosna zaatakowała mnie nie tylko temperaturą, ale przede wszystkim zielenią. Nadszedł też czas na parapetowy ogródek: świeża bazylia to stały mieszkaniec mojej kuchni. Od jakiegoś już czasu towarzyszy jej niezwykle przystojny rozmaryn, który przypomina swoją wielkością bardziej drzewko iglaste niż zwykły ziołowy krzaczek. Dziś do mojej zielonej plantacji dołączył tymianek cytrynowy - jest cudny!


Podobno z kwiatami trzeba rozmawiać. Czy z ziołami również trzeba radośnie konwersować? Chyba raczej nie, bo i tak nie zdążą przecież zmarnieć. Bądźmy szczerzy - nikt tu nie liczy na kwiatki, ale na doznania kulinarne. Ale może lepiej zachować pozory i oprócz zapewnienia im odpowiedniej dawki wody i słońca,  od czasu, do czasu szepnąć im jednak coś miłego? Lepiej, żeby jednak nie wiedziały, że patrzę na nie, nie tylko po to, żeby cieszyć oko ich pięknem, ale po to, żeby zdecydować z czym je zjeść.
Wiadomo przecież, że jak widzę bazylię, to myślę: pesto, albo sałatka z pomidorów. Na hasło rozmaryn w mojej głowie zapala się lampka z napisem: ryba pieczona. A tymianek, jak to tymianek - nie pogardzi pieczonym ziemniaczkiem.



Coś mi się jednak wydaje, że na tym nie poprzestanę. Już mnie kusi, żeby nabyć kolejne niezbędne okazy, które stworzą absolutne ziołowe minimum. Musi mi tylko wystarczyć parapetu, bo ze zdrowym rozsądkiem może być trudniej.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz